poniedziałek, 8 grudnia 2014

Odkrycia kosmetyczne roku 2014



      Mój blog żyje własnym życiem. Piszę tylko wtedy kiedy dopada mnie wena twórcza. Właśnie nadszedł ten czas. Zbliża się koniec roku. Czas podsumowań, do głowy przychodzą myśli, może warto się podzielić nimi w internecie.


    Rok 2014 owocował w poznawanie wielu nowości. Myślę, że mogą być ciekawą inspiracją dla wielu osób. Jako kosmetyczna maniaczka nie wyobrażam sobie stosować cały czas tych samych produktów.
Jak tylko dostrzegam jakąś nowość ogarnia mnie pragnienie wypróbowania.


  Przedstawię kilka z nich, z nadzieją, że ktoś skorzysta i również będzie się cieszył używając ich.

Po pierwsze i najważniejsze mascara marki Miss Sporty Studio lash 3D Volumythic. Jedno słowo: CUDO! Nie wiem jak mogłam malować rzęsy innymi, ten tusz jest świetny, daje efekt jakiego oczekuję. Długie, gęste, podkręcone rzęsy. Jest tani to wielki plus. Dostępny w Rossmannie. Ma fajną szczoteczkę, która rozdziela, anie skleja. Wszystkie inne mascary zostały odsunięte na drugi plan.

To mój zdecydowanie numer jeden. Cena ok. 12 zł

Teraz miejsce drugie, wcale nie gorsze. Co prawda nie jest to odkrycie, ale powrót. Mowa o serum do rzęs Eveline Advance volumiere. Dodaje rzęsom gęstości nałożony pod tusz. Nakładany na noc odbudowuje włoski oraz je wzmacnia i pobudza wzrost. Cena ok. 15 zl, dostępne w Superpharm i osiedlowych drogeriach.



Pozostając przy temacie oczu, cienie. Przede wszystkim moja miłość do nowopoznanej marki Makeup revolution London. Kosmetyki, które posiadam to paleta cieni Death by chocolate. Jest stworzona w formie tabliczki czekolady, więc sama w sobie cieszy oko. Kolory są raczej codzienne, ale na wieczór też można coś zmalować ;) Konsystencja jest jak na cenę 39 złotych wspaniała. Kremowe, dobrze napigmentowane, nie osypują się. Idealne na prezent. Dostępne w drogeriach internetowych.




Wspomniana marka nie zawiodła mnie również swoim rozświetlaczem, Vivid baked highlighter w kolorze pink lights. Zostawia na skórze piękną taflę. Kusi mnie jeszcze odcień złoty. Cena 15 złotych.

Kosmetyki kosmetykami, ale co z narzędziami. W tym roku poznałam bliżej pędzle marki Zoeva. Nie mam ich wiele, ale które posiadam, spełniają moje oczekiwania w 100%. Ceny nie są zbyt niskie, ale za taką jakość warto płacić. Dostępne również w internecie.



 Teraz płynne przejście do makijażu ust. Szminki są moim nieodłącznym towarzyszem od jakiegoś czasu. Nie lubię błyszczyków, bo wszystko się do nich klei. Z pomadką jest inaczej, a przede wszystkim jest trwalsza. Moimi odkryciami tego roku są te matowe z Golden Rose. Mam dwie numer 07 i 23. Jak ogień i woda. Pierwsza codzienna, jasny róż, druga zaś ognista, fiolet, jesienny kolor który uwielbiam. Ceny 9,90 na stoiskach Golden i w małych drogeriach. Jeśli nie mat to zdecydowanie Maybelline w kolorze Pink punch numer 175. Trwałość i intensywność barwy za taką cenę (warto polować na promocje) jest do pozazdroszczenia.

   To tyle z "kolorówki", przejdźmy do pielęgnacji. Niestety miałam trudny rok. Wraz z moją problematyczną cerą. Wiele zawodów. Ogromne wysypy, zapchane pory. Nie jest tak łatwo z testowaniem pielęgnacji. Wychwalana przez wielu seria Ziaja Liście manuka okazała się u mnie porażką.

Uleczył mnie natomiast mój ukochany olej kokosowy. Przynosił ukojenie, nawilżał, pozostawiał skórę gładką i miękką. Nie zamienię go na nic innego. Cena 15 zł w Carreffour.



W tych "gorszych" chwilach mojej skóry z pomocą przychodziła mi też maseczka z glinki ghassoul zakupiona w Organique  na wagę. Wspaniale oczyszcza, zwęża pory, ale nie wysusza. Cena ok.12 złotych za 100g.

Słówko o paznokciach. Na lakier dla nabłyszczenia i przedłużenia jego trwałości kładę Top coat Insta Dri od Sally Hansen. Jest teraz o niebo bardziej dostępny (rossmann). Nie wyobrażam sobie manicure bez jego użycia. Nadaje pięękny połysk, sprawia, że lakier szybciej schnie. W tym przypadku nie zamierzam i nie planuję szukać czegoś innego, nowego. Cena ok.18złotych.

Nigdy nie pisałam o rzeczach do mycia ciała, ale o tym warto wspomnieć. Żel pod prysznic Dove purely pampering o zapachu pistacji <3 Cudo, zapach unosi się w łazience jeszcze długo po kąpieli, jest kremowy, doskonale nawilża, sama przyjemność. Żele tej marki często bywają w promocji, za 500ml płacimy ok. 8 złotych.


Rok dobiega końca, to może śmiesznie zabrzmi, ale minął mi tak szybko, że ledwo się zdążyłam obejrzeć. Wiele wspaniałych chwil, trochę tych mniej fajnych, ważne że zawsze po upadku się podnosimy. I oby tak dalej. Życzę wam wszystkim odkrywania wielu fantastycznych inspiracji, dzielenia się nimi i nie spoczywania na laurach. Ja mam nadzieję, że wena będzie mnie odwiedzać częściej ;)

Buziaki Gosha ;*

poniedziałek, 8 września 2014

Something new




          Brak czasu powoduje, że zaniedbuję bloga. Bezsenność jednak daje mi możliwość dodania notki. Każdy kto mnie zna wie, że kocham testować nowości kosmetyczne. Nie zamykam się na żadną markę. Chcę być obiektywna i wszystko sprawdzić na swojej skórze, rzęsach, czy paznokciach.


          Wiadomo, że kwestia doboru jest indywidualna. Jedni będą zachwyceni danym kosmetykiem, inni są nim kompletnie rozczarowani. U mnie sprawa wygląda tak, że często jeśli w produkcie znajduje się np. olej mineralny, albo alkohol dostaje okropnego wysypu pryszczy. To jest sygnał do natychmiastowego odstawienia.


       Poniżej przedstawie kilka kosmetyków, które stosuję od kilku miesięcy, niestety nie wszystkie okazały się strzałem w 10!

     Zacznę od tych najlepszych, a na koniec te, które pójdą w inne ręce.

1. Olej kokosowy 100% pure opakowanie 500 ml kupiony w Carrefour. Nie jest to moja pierwsza styczność z tego typu specyfikiem. Wcześniej używałam wersji z Biochemii urody. Pierwsza zauważalna różnica to zapach. Ten z Biochemii miał piękny kokosowy zapach. Był droższy i miał mniejszą pojemność. Mój nowy olej nie pachnie w ogóle, jednak nie jest to wada. Działa dokładnie tak samo. Wspaniale nawilża. Używam jako kremu na noc. Rano skóra jest ukojona, miękka i w pełni nawilżona.
Cena ok. 15 złotych



2. Perłowa baza pod cienie marki ZOEVA. Kupiłam, ponieważ skończyła się moja baza z Elf'a. Z czystej ciekawości. Zamówiłam ją na http://mintishop.pl. To, że jest perłowa nie ma żadnego znaczenia, bo pokryta cieniem nie przebija spod niego. Co do działania, uważam że spełnia swoje zadanie, czyli przedłuża trwałość cieni, wysyca ich barwę. Jest mega wydajna. Opakowanie jest poręczne.



Cena ok. 30 złotych


3. Olej tamanu z Paese. Drugie opakowanie, zapach pozostawia wiele do życzenia. Na szczęście nie jestem osobą specjalnie wrażliwą na zapachy. Przeznaczenie walka z krostkami, pryszczami. Sprawdza się świetnie. Zmiana posmarowana wieczorem już rano nie jest bolesna i znacznie mniejsza.
Cena ok.28 złotych

4. Pozostając przy marce Paese. Wpadłam niedawno na ich róż z olejem arganowym. Odcieni jest sporo, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Ja zdecydowałam się na brzoskwiniowy. Jest raczej delikatny. Nie zrobimy sobie nim krzywdy, plam.
Cena ok. 20 złotych

5. Kredka do brwi Sleek w odcieniu light. Z jednej strony grzebyk, z drugiej woskowa kredka. Cudo i tyle. Nie ma co dużo gadać. Dostępna np. na http://bestmakeup.pl

Cena ok. 20 złotych

6. Odkryty na nowo rozświetlacz od Revlon Bare it all w kolorze pink a boo. Nie używałam długo. Czekałam na zdenkowanie ulubionego rozświetlacza z limitowanki Essence. Ma ciekawy różowy odcień. Nadaje kościom policzkowym młodzieńczy blask. Można mieszać go z podkładem dla uzyskania efektu "glow".

Ceny niestety nie pamiętam ;)

7. Pomadka Maybelline z serii Color sensational w kolorze 175 Pink punch. O fuksji to ja mogę mówić godzinami. Kocham, uwielbiam, nie wyobrażam sobie mojej toaletki bez szminki w tym kolorze. Ta konkretna jest straaasznie trwała. Potrafi być na moich ustach 6-7 godzin. Nie wysusza ust.

Cena na promocji 15 złotych

8. Pencil brush ZOEVA. Ich pędzle to fenomen. Posiadam w swej kolekcji dwa. Oba są godne polecenia, miękkie, dobrze wyprofilowane. Klasa sama w sobie.


Cena plus minus 30 złotych

9. Mascara Bourjois volume glamour max. Trafiła mi się sposobność,że dostałam ją w prezencie. Cena regularna trochę odstrasza. Efekt jest tego wart! Niestety ciężko się zmywa, co mnie irytuje. Pogrubienie i wydłużenie wyciszają te wady.

Cena ponad 50 złotych

10. Najgorsze zostawiłam na koniec. Cicalfate emulsja post- acte od Avene. Marka dobrze znana, apteczna, droga. Pomyśleć by można. Produkt idealny, łagodny. przeznaczony dla skóry po zabiegach etc. Miałam z tej serii krem i był w porządku. Jednak tym razem przez nieuwagę zamiast kremu sięgnęłam po wcześniej wspomnianą emulsję. O dziwo ma bardzo pozytywne opinie na Wizażu. Niestety przeokrutnie mnie zapchała. Dostałam wysupu jakiego dawno nie miałam. Bolesne podskórne grudki, czerwone place. Generalnie tragedia. Niestety boli ilość jaką wydałam na ten sepcyfik, czyli 50 złotych...Z mojej strony nie polecam. Jednak jak wcześniej pisałam, nie powiedziane, że u kogoś się nie sprawdzi.

Mam nadzieję, że któryś z opisanych po krótce produktów was zainteresuje. Może sięgniecie po coś i stanie się waszym KWC. Liczę na zdanie relacji.

Gosha ;*

czwartek, 24 lipca 2014

Letnie niezbędniki



           Lato jest jedną z moich ulubionych pór roku. Zdecydowanie wolę się wygrzewać, niż trząść z zimna. Fakt, że raczej nie przebywam w klimatyzowanych pomieszczeniach wpływa na to, że muszę się trochę bardziej starać, by wyglądać "przyzwoicie".


         Mam na myśli trwałość makijażu, choćby to żeby nie spływał po 2 godzinach. Zanim makijaż sprawa istotniejsza, pielęgnacja. W tym przypadku krem z wysokim filtrem przeciwsłonecznym. Testowałam szereg filtrów. Nie mam faworyta, obecnie stosuję krem z SPF50 marki SVR z serii LYSALPHA do cery tłustej i mieszanej. Nie bieli skóry, matuje, jest szansa, że stanie się moim ulubieńcem w tej kategorii.


       
Do kupienia w aptekach np. Superpharm.


        Makijaż, na pewno nie za ciężki. Wybieram kremy BB i CC. Na wieczór mieszam z podkładem dla większego krycia. Zapewniają naturalny efekt zdrowej skóry, która oddycha.

        Dla zmatowienia i zagruntowania kremu BB- puder. Skończył się mój Stay matte z Rimmel'a, wymieniłam go na Nearly naked marki Revlon. Świetny produkt, idealnie sprasowany, delikatny, nie sprawia wrażenia "ciasta" na twarzy. Przy tym daje mi poczucie komfortu i brak błysku przez kilka godzin. Wiadome jest, że nasza skóra wydziela sebum w ciągu dnia. Na makijażu nie wygląda to zbyt estetycznie. Spokojnie z pomocą przychodzą bibułki matujące. Jest ich trochę na rynku. Ich zadaniem jest zebranie nadmiaru "tłuszczyku" z naszej twarzy. Przykładamy bibułkę i już! Nie naruszają makijażu, a tylko go poprawiają.



Moim ulubionym sposobem na ochłodę w upalne dni jest nic innego jak woda termalna. Używam jej od lat. Zmieniały się jedynie marki. Teraz mam w swojej kosmetyczce produkt Uriage. Czemu jest wyjątkowa. Jest izotoniczna co oznacza, że nie trzeba jej osuszać po spryskaniu twarzy.  Z innymi nie jest tak łatwo i osuszać je trzeba, bo mogą ściągnąć buzię. Po wykonanym makijażu rano,  pryskam tą wodą moje "dzieło", dzięki niej wszystkie warstwy ładnie się stapiają. Poza tym super orzeźwia!

W promocji do dostania już za 13 złotych.

Zamiast kremu na noc czysty olej kokosowy, nawilża i daje uczucie komfortu, a pod oczy żel ze świetlikiem koniecznie trzymamy w lodówce.


To tyle, produkty o których pisałam pomagają mi znieść temperatury 30 +. Mam nadzieję, że skorzystacie, spróbujecie ich  na sobie, oby się sprawdziły.


Gosha ;*

niedziela, 29 czerwca 2014

Na chorobę post




               Wszystko pięknie, ładnie, ale za przeziębienie dziękuję bardzo. Kiedy temperatura, kaszel, katar i ból głowy nie dają o sobie zapomnieć mam ochotę na reset. Pomaga mi w tym tworzenie. Wiem to raczej dziwne, z zasady powinno być odwrotnie. Czy ja kiedyś wspominałam, że nie jestem zwyczajna?


              Postanowiłam dziś opowiedzieć o spa włosowym, czyli mojej pielęgnacji. Tej zwykłej codziennej, a także tej "odświętnej".


            W poprzednim poście wspomniałam, że moje włosy są dość trudne w rozczesywaniu, ale dzięki szczotce "tangle teezer" mam ułatwione zadanie. Jakiś czas temu skróciłam je o dobre 20 cm. W związku z tym zyskały na objętości, ponieważ mam je wycieniowane od góry.

          Mogę się przyznać bez bicia, że włosy to moja mała obsesja. Kiedy byłam małolatą eksperymentowałam z kolorami, pasemkami, farbowanie bibułą ;) Karbowanie, prostowanie, kręcenie, warkoczyki. Raz długie prawie do pasa, innym razem krótki bob. Nie miałam oporów żeby z dnia na dzień zmienić fryzurę diametralnie.

        No dobra nigdy nie miałam włosów blond, ani czarnych, to nie moja bajka. Za to rudości, tycjany, czerwoności i tego typu odcienie nie są mi obce. Może dlatego, że mój typ urody to ciepła jesień.


      Przejdźmy do wspomnianej pielęgnacji. Myję włosy co drugi dzień, ponieważ mają tendencję do przetłuszczania się. Są z natury cienkie i niestety są okresy kiedy wypadają, ale to normalne.

O szamponach rozwodzić się nie będę, jego głównym i podstawowym zadaniem jest po prostu mycie, zmywanie olejów, środków do stylizacji, oczyszczanie skóry głowy. To na tyle. Powiem tylko, że nie lubię szamponów pełnych silikonów, które oblepiają włos i obciążają go. Gliss kur, pantene podziękuję.

Lubię za to szampony marki Yves rocher, mają przyjazne składy i spoko działanie. Testowałam też szampony w kostce marki Lush, te to dopiero oczyszczają. Nie powinno się ich stosować przy każdym myciu, a jedynie doraźnie. Wygodne w podróży ;)

      Odżywki? Zawsze. Dla ujarzmienia moich fal. Te ulubione: The body shop odżywka bananowa, John Frieda Brilliant brunette, Alterra granat i aloes. Zawsze wybieram te do spłukiwania.

Jak spa to maska, a jak maska to osławiony Biovax. Rodzajów kilka miałam w swojej łazience,  ukochana to ta z jedwabiem i keratyną. OSMO essence 1000 ml też była świetna. Wygładzała włosy, nadawała im blask. Maski zawsze spłukuję letnią wodą żeby domknąć łuskę.


        Przed myciem bardzo często nakładam różnego rodzaju oleje, ostatnio kokosowy z Biochemii urody. Nawilża, a nie przetłuszcza. Polecam serdecznie. Zdarzyło mi się używać "śmierdziuchów" z Khadi. Nie zauważyłam spektakularnych efektów. Jak chcę się rozpieścić na 100% zostawiam olej na całą noc. Rano myję włosy, są sypkie i gładkie.


       Przed jakąkolwiek stylizacją, serum na końcówki z Green Pharmacy, a po myciu spray również z tej firmy do włosów słabych.

       Jak widzicie moja pielęgnacja nie jest skomplikowana, a przynosi pożądane efekty. Czego chcieć więcej ;) Liczę, że skorzystacie z moich rad i spróbujecie na własnych głowach wspomnianych specyfików.





Buziaki Gosha ;*

      

piątek, 20 czerwca 2014

Nowe spojrzenie na czesanie





                           Od dziecka miałam długie włosy. No dobra z małymi przerwami, ale to pomińmy.
Szykując się co rano do szkoły słyszał mnie dosłownie cały blok. To wszystko za sprawą czesania mnie przez moją kochaną mamunię.

  
                       Niestety moje włosy mają tendencję do plątania się, ubolewam. Mnóstwo ich wyrwałam, bo nie mogłam rozczesać. Nie wspomnę co się działo podczas mycia. Nie znosiłam moich włosów, a z drugiej strony byłam dumną posiadaczką warkocza.



                      Spray'e, wszelkiego typu specyfiki "ułatwiające rozczesywanie" nic nie przynosiło pożądanych rezultatów. W sumie pogodziłam się z tym, że każdego dnia szarpie  prawie do łez te moje pięć włosów.

                    Jak to dobrze, że jestem uzależniona od filmików na YouTube. Oglądam głównie te o tematyce urodowej. Całe szczęście, parę razy sławetny YouTube przyszedł mi z pomocą.
Tak się stało i tym razem, i to całkiem przez przypadek. Spora rzesza "jutuberek" polecała cudeńko o obco brzmiącej nazwie "Tangle teezer". Jak to zwykle bywa produkt niedostępny stacjonarnie w Polsce, ale od czego jest internet. Nie napisałam w końcu co to takiego ten "Tangle teezer". Jest to innowacyjna szczotka do włosów wymyślona przez jak się nie mylę brytyjskiego fryzjera. Jest cała z plastiku, a przede wszystkim co najważniejsze nie szarpie i nie wyrywa włosów.

                  Odkąd ją kupiłam moje czesanie przeszło rewolucję, nie jest już codzienną katorgą. Pierwszą szczotkę zakupiłam na allegro jakieś 4 lata temu, mam ją do tej pory i w dalszym ciągu jest super. Kilka tygodni temu zamówiłam drugi "tangle teezer", tym razem wersje podróżną zamykaną. Fajna opcja na wyjazdy, jest nieco mniejsza od wersji podstawowej.
Nie jest to wydatek rzędu 10 złotych, fakt trzeba wydać około 40 , ale cena w stosunku do jakości i tego jak długotrwały jest to produkt jest adekwatna.

              Nie żałuję wydanych pieniędzy, mogę z czystym sumieniem polecić tę szczotkę wszystkim, którzy borykają się z problemem plączących się włosów. Nigdy więcej bólu! ;)

Poniżej kilka zdjęć nowego nabytku moje złotko:



Gosha ;*

wtorek, 10 czerwca 2014

Strój dnia



           Jakiś czas temu będąc w Kaskadzie Małgorzata została przyłapana przez ludzi z Hot magazine Szczecin. Byłam zaskoczona, ale bardzo mile. Docenili mój ubiór, choć nie spędziłam długich godzin przed lustrem mierząc setek rzeczy.

 
          Tak lubię najbardziej. Stroje w miarę nieskomplikowane, z jakimś jednym wybijającym się elementem. W tym przypadku był to morelowy sweter z H&M, połączony ze złotym łańcuchem z Parfois. Szorty to również jedna z moich ulubionych części garderoby. Noszę je też zimą i jesienią z grubymi rajstopami.

          Dla wygody trampki za kostkę, napis I will... zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

Poniżej ujęcia z "sesji":



 Całusy "modelka" Gosha ;*

źródło tu

poniedziałek, 2 czerwca 2014

W wielkim świecie maskar



                  Tusz do rzęs, czyli inaczej mówiąc maskara towarzyszyła mi od czasów gimnazjum. Był to jedyny kosmetyk jakiego mogłam używać. Natura obdarzyła mnie dość długimi rzęsami, więc podkreślając je dodatkowo tuszem oczy wydają się większe, a spojrzenie nabiera charakteru.



                  W swoim dotychczasowym życiu przetestowałam kilkadziesiąt maskar. Od tych najdroższych po te niskopółkowe. Jednymi byłam zachwycona, inne totalne rozczarowanie.
Niestety często bywało tak, że dałam się skusić reklamom. Kupowałam produkt, bo przecież modelka miała super niesamowite rzęsy, długie do nieba. Fascynacja kończyła się, gdy zorientowałam się, że wcześniej wspomniane Panie z kolorowych pism mają doklejane paski sztucznych rzęs, a przynajmniej kępki.


              Zacznijmy od tego jak ważne są rzeczy totalnie prozaiczne jak wyciąganie szczoteczki z opakowania. Nie wolno energicznie wtłaczać powietrza do środka, a tylko i wyłącznie zbierać produkt ze ścianek. Dzięki temu posłuży nam zdecydowanie dłużej.

           Ważne jest też codzienne odżywianie rzęs, polecam SERUM DO RZĘS marki L'Biotica.
Na prawdę rosną! Poza tym po całym dniu obciążania ich tuszem nawet tym najlepszym należy im się taka kuracja.

Przejdźmy do sedna sprawy. Jakie tusze sprawdziły się u mnie najlepiej. Nie znaczy to oczywiście, że u każdego zadziałają identycznie.

 Czego wymagam- efektu teatralnego, mocnego wydłużenia i pogrubienia. W tak pomalowanych rzęsach czuję się bardzo dobrze.

Zalotka, czemu nie. Od czasu do czasu lubię podkręcić włoski.

Wodoodpornym tuszom mówię dziękuję. Ciężkie w zmywaniu, po co sobie utrudniać.

Przyznam szczerze, że bardzo drogie maskary nie sprawdziły się u mnie kompletnie. Nie dawały lepszego efektu niż te np. z Maybelline.

Właśnie jeśli mowa o marce Maybelline to moim faworytem jest Volum express turbo boost curved brush, cóż za długa nazwa. Niezniszczalny, często w promocji, efekt świetny, zero osypywania się, czego chcieć więcej. Moja przyjaciółka nie wyobraża sobie makijażu bez użycia tego produktu. Ja z uwagi na to, że kocham próbować nowości czasem go zdradzam.



          Nie będę opisywała każdego tuszu z osobna, bo zajęło by to milion godzin. Wyżej wymieniony to mój KWC życia.

Z nowości polubiłam się z marką Bourjois,a konkretnie z ich One second volume. Jest w porządku, pogrubia, wydłuża, jest trwały. Cena jest wysoka, ja skorzystałam z promocji -49% w Rossmannie.

   

Najskuteczniejsza metoda, to ta prób i błędów. Testujcie, aż znajdziecie ten jedyny ;))


Gosha :*

sobota, 24 maja 2014

Beauty sponge




            Dziś będzie krótko i na temat. Mianowicie recenzja małej pomarańczowej gąbeczki do makijażu. Mowa o maleństwie marki Real techniques, czyli sióstr Sam i Nic Chapman z Wielkiej Brytanii.

          Już jakiś czas temu wypuściły swoją linię pędzli do makijażu. Gąbka pojawiła się stosunkowo niedawno. Od razu, gdy ją ujrzałam zapragnęłam jej testu. Na plus przemawia cena. Jest tańsza od Beauty Blendera, koszt ok. 30 złotych.

       Zamówiłam swoją ze strony tu i jest ona w 100% oryginalna. Przesyłka dotarła do mnie w ciągu 2 dni, więc ekspresowo.

     Przejdźmy do jej zalet. Po pierwsze dzięki gąbce nasz makijaż jest bardziej scalony ze skórą. Wtapia się w nią, a co za tym idzie wygląda o niebo naturalniej.  Można jej używać nie tylko do podkładu, ale też do wszelkiego rodzaju korektorów i kamuflaży.

    Stosuje się ją jako stempel, czyli naszą twarz stemplujemy, wciskając produkty przy jej użyciu.

  Mycie nie sprawia żadnego problemu, wystarczy odrobina szamponu dla dzieci, albo mydła. Oczywiście ja myje swoją po każdym użyciu ze względów higienicznych.

  Cena w stosunku do jakości jest w porządku, dostępność niestety tylko online.

Jeśli ta się zużyje kupie ponownie, ponieważ jest ogromnym ułatwieniem w makijażu. Polecam z czystym sercem.

Gosha :*

piątek, 23 maja 2014

Birthday party



           Nastąpił ten dzień 22 maja 2014 r. Małgorzata skończyła 25 lat. Czy to oznacza, że jestem już dorosła, zdecydowanie nie. Zawsze otaczałam się ludźmi młodszymi ode mnie i stąd mój brak wystarczającej dojrzałości. Tak mi się wydaje.

         Dzień moich urodzin to niewątpliwie jeden z najpiękniejszych jakie do tej pory przeżyłam. Doświadczyłam ogromnej miłości i ciepła od moich przyjaciół i rodziny. Czas spędzony na świętowaniu dał mi radości na następne 10 lat ;)

     Z tego miejsca chciałam podziękować once again wszystkim,  którzy przyczynili się do tego, aby urodziny były niezapomniane.

Poniżej krótka fotorelacja z urodzin. Na ustach szminka Rimmel by Kate Moss numer 10.






Jeszcze raz ogromne słowa podzięki za całą organizację imprezy urodzinowej dla wszystkich  naciskiem na Marię i Karolinę (http://awaria.blogspot.com i http://cabanissimalife.blogspot.com )jesteście super kocham was!

Gosha :*

środa, 14 maja 2014

Tanie, nie znaczy złe



     Ten post będzie poświęcony kosmetykom niekoniecznie wysokopółkowym. Zdecydowanie lepiej wydać mniej, a być równie zadowolonym.

     Zacznijmy od tego, że ceny w polskich drogeriach są w dużej mierze mocno wygórowane. Jeśli mam płacić za tusz marki Loreal w Rossmannie 50 złotych, wolę kupić go na stronach typu http://www.ezebra.pl. Przyczyna jest jedna- cena. Można znaleźć produkty w bardzo okazyjnych cenach,  jednocześnie mając gwarancję oryginalności i świeżości. Co więcej często znajdujemy tam kosmetyki niedostępne na naszym rynku. Jako, że uwielbiam testować nowości jestem na TAK.


    Przejdźmy do rzeczy, czyli które kosmetyki z niższej półki polecam.

Po pierwsze kredka do brwi z Classics, czyli odnoga Golden Rose, kosztuje kilka złotych, a jest świetna, występuje w kilku odcieniach. W swojej formule zawiera coś jakby wosk, więc dodatkowo trzyma włoski w ryzach.







Każda z nas chce wyglądać świeżo i młodo, pomaga w tym róż nałożony na jabłuszka na kościach policzkowych. Jednym z moich ulubionych jest ten marki MIYO cheeky blush, cena jak wyżej kilka złotych, trzyma się naprawdę długo i wygląda  jak naturalny rumieniec.



Przejdźmy do oczu. By cienie utrzymywały się długo warto nałożyć pod nie bazę. Ja wybrałam ELF eyelid primer w kolorze sheer. Dzięki niej makijaż oczu jest długotrwały, nie zmienia koloru powieki, wygodny aplikator ułatwia jej nakładanie. Cena ok. 16 złotych na allegro.

 Co do cieni, używam różnych. Cenowo podobnie. Inglot to koszt 10 złotych za wkład okrągły, które niestety są wycofywane. Catrice 15 złotych. Obie firmy spełniają moje oczekiwania. Jednak moimi ulubionymi cieniami są te ze Sleek make up. Warianty kolorystyczne są tak zróżnicowane, że każda z nas znajdzie coś dla siebie. Niestety nie są dostępne stacjonarnie w Polsce. W dobie internetu nie sprawia to najmniejszego problemu. Koszt ok. 35 złotych.







Na zdjęciu paleta Au naturel.

Ostatnim krokiem w moim makijażu są usta. Czasem zamiast mocniej malować oczy stawiam na usta. Lubię malować je na czerwono, burgundowo, fioletowo, pomarańczowo, zdarza się pomadka w odcieniu NUDE. Polecam te z firmy KOBO  dostępne w Naturze. Cena 15 złotych, często są w promocji za 10. Kolorów moc, można oszaleć.

Ulubiona czerwień Rimmel by Kate Moss numer 10, ma niebieskie podbicie, czyli optycznie wybiela zęby.






Liczę, że komuś przydadzą się moje rady i polecane produkty. W razie pytań piszcie, postaram się rzetelnie odpowiedzieć.



Gosha ;*

sobota, 3 maja 2014

Zacznijmy od początku




    Podstawą przygotowania twarzy do makijażu jest odpowiedni krem, przeznaczony do naszego typu cery. We wcześniejszej notce wspomniałam, że z czystym sumieniem polecam Ziaja 25+ nawilżająco- matujący.


   Jakiś czas temu zastanawiałam się w jakim wieku zaczęłam się malować, ale chodziło mi o pełny makijaż z wykorzystaniem podkładu pudru etc. Było to ok. 18 roku życia, czyli 7 lat temu.

  Dla przypomnienia stworzyłam listę podkładów (o dziwo wszystkie pamiętałam), których używałam przez te siedem lat. Lista jest dość długa, ale dzięki temu mam opinię i mogę powiedzieć czy dany produkt się u mnie sprawdził, czy wręcz odwrotnie.


  Zaczynamy, o tych pierwszych do powiedzenia mam jedno,  nie są warte kupna i tyle. Mowa o :

- Podkładzie w musie z Avon'u, który być może nie jest już dostępny
- AA długotrwały podkład, tragedia jeśli chodzi o odcienie
- Wibo Illuminating, brak subtelnego rozświetlenia, jedynie nieestetyczny błysk
- Max factor Lasting perfomance, duży wybór kolorów, ale strasznie tępo się nakłada

Teraz przejdę do tych bardziej lubianych:

- Estee Lauder Double Wear, gdyby nie zbyt ciemna kolorystyka byłby świetny
- Maybelline Affinitone, meega wydajny, odcienie dopasowują się do karnacji, trochę zbyt lejący
- Revlon colorstay, brak pompki, odór alkoholu, zapycha pory, krycie świetne
- Maybelline BB cream dream fresh, delikatne krycie, kolory minimalnie za ciemne
- Clinique Superbalanced, odcienie nie dla Polek, fajna kremowa konsystencja
- Pharmaceris delikatny podkład intensywnie kryjący, dobrze kryje, jednak odcienie trudne w wyborze, bardzo wydajny często w promocji
- Dior Forever, cena nie adekwatna do jakości, zbiera się w załamaniach, luksus używania wysokopółkowego kosmetyku
- Lancome Le teint ultra, cena również wysoka, na plus pompka, odcienie już bardziej przystępne, delikatne krycie
- Vichy dermablend, krycie perfekcyjne, na pewno nie na co dzień, kolory dla bladolicych nieodpowiednie

Na koniec najulubieńsze:

- La roche posay Unifiance lekki, a mimo to kryjący
- La roche posay Toleriane , gęsty, aplikacja bezproblemowa
- Loreal True match, konsystencja kremowa, ładne krycie, mnóstwo odcieni, długotrwały
- Loreal infallible jak wyżej, naturalne wykończenie
- Bourjois CC cream, moje niedawne odkrycie, prawdopodobnie będzie ulubieńcem lata, lekki, ładnie pachnie, mimo to kryje to co potrzeba
- Rimmel wake me up, bardzo ładny efekt rozświetleni, świeży wygląd cery
- Calvin Klein infinite matt, znalazłam idealny odcień Porcelain, lubiłam go jednak jest dość trudno dostępny, ja kupowałam na allegro
- BB cream Mizon, pierwszy oryginalny krem BB z Azji w moim posiadaniu, odcień idealny, krycie bez zarzutu, długotrwały, satynowe wykończenie
- Bourjois 1,2,3 perfect, ciekawy produkt zadowalające krycie, nie błyszczy się po przypudrowaniu przez dość długi czas, nie ściera się
- Bourjois Healthy mix, póki co jest moim KWC, przyjemność stosowania, zapach owoców, krycie, bez efektu maski, delikatne rozświetlenie, nie ciemnieje



Liczę, że w jakiś sposób ułatwiłam wam wybór odpowiedniego podkładu, jednak zaznaczam, że jest to moja subiektywna opinia. Zawsze warto dany produkt przetestować na sobie indywidualnie i samemu się przekonać czy daje radę.




-
   

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Wielkanoc w obiektywie




              Tegoroczna Wielkanoc zachwyciła nas cudowną pogodą. Długo się nie zastanawiałam, wzięłam aparat i wspaniałego fotografa (Marię) i pognałyśmy do lasu uwiecznić tę aurę na zdjęciach. Oto kilka z nich:













 Kurtka: Diverse

T-shirt:  Reserved

Spódnica: Mohito

Botki: No name

Naszyjnik: Sinsay


Z tego miejsca pragnę pozdrowić moją fotografkę, która również prowadzi bloga: tu


Buziaki Gosha :*