niedziela, 29 czerwca 2014

Na chorobę post




               Wszystko pięknie, ładnie, ale za przeziębienie dziękuję bardzo. Kiedy temperatura, kaszel, katar i ból głowy nie dają o sobie zapomnieć mam ochotę na reset. Pomaga mi w tym tworzenie. Wiem to raczej dziwne, z zasady powinno być odwrotnie. Czy ja kiedyś wspominałam, że nie jestem zwyczajna?


              Postanowiłam dziś opowiedzieć o spa włosowym, czyli mojej pielęgnacji. Tej zwykłej codziennej, a także tej "odświętnej".


            W poprzednim poście wspomniałam, że moje włosy są dość trudne w rozczesywaniu, ale dzięki szczotce "tangle teezer" mam ułatwione zadanie. Jakiś czas temu skróciłam je o dobre 20 cm. W związku z tym zyskały na objętości, ponieważ mam je wycieniowane od góry.

          Mogę się przyznać bez bicia, że włosy to moja mała obsesja. Kiedy byłam małolatą eksperymentowałam z kolorami, pasemkami, farbowanie bibułą ;) Karbowanie, prostowanie, kręcenie, warkoczyki. Raz długie prawie do pasa, innym razem krótki bob. Nie miałam oporów żeby z dnia na dzień zmienić fryzurę diametralnie.

        No dobra nigdy nie miałam włosów blond, ani czarnych, to nie moja bajka. Za to rudości, tycjany, czerwoności i tego typu odcienie nie są mi obce. Może dlatego, że mój typ urody to ciepła jesień.


      Przejdźmy do wspomnianej pielęgnacji. Myję włosy co drugi dzień, ponieważ mają tendencję do przetłuszczania się. Są z natury cienkie i niestety są okresy kiedy wypadają, ale to normalne.

O szamponach rozwodzić się nie będę, jego głównym i podstawowym zadaniem jest po prostu mycie, zmywanie olejów, środków do stylizacji, oczyszczanie skóry głowy. To na tyle. Powiem tylko, że nie lubię szamponów pełnych silikonów, które oblepiają włos i obciążają go. Gliss kur, pantene podziękuję.

Lubię za to szampony marki Yves rocher, mają przyjazne składy i spoko działanie. Testowałam też szampony w kostce marki Lush, te to dopiero oczyszczają. Nie powinno się ich stosować przy każdym myciu, a jedynie doraźnie. Wygodne w podróży ;)

      Odżywki? Zawsze. Dla ujarzmienia moich fal. Te ulubione: The body shop odżywka bananowa, John Frieda Brilliant brunette, Alterra granat i aloes. Zawsze wybieram te do spłukiwania.

Jak spa to maska, a jak maska to osławiony Biovax. Rodzajów kilka miałam w swojej łazience,  ukochana to ta z jedwabiem i keratyną. OSMO essence 1000 ml też była świetna. Wygładzała włosy, nadawała im blask. Maski zawsze spłukuję letnią wodą żeby domknąć łuskę.


        Przed myciem bardzo często nakładam różnego rodzaju oleje, ostatnio kokosowy z Biochemii urody. Nawilża, a nie przetłuszcza. Polecam serdecznie. Zdarzyło mi się używać "śmierdziuchów" z Khadi. Nie zauważyłam spektakularnych efektów. Jak chcę się rozpieścić na 100% zostawiam olej na całą noc. Rano myję włosy, są sypkie i gładkie.


       Przed jakąkolwiek stylizacją, serum na końcówki z Green Pharmacy, a po myciu spray również z tej firmy do włosów słabych.

       Jak widzicie moja pielęgnacja nie jest skomplikowana, a przynosi pożądane efekty. Czego chcieć więcej ;) Liczę, że skorzystacie z moich rad i spróbujecie na własnych głowach wspomnianych specyfików.





Buziaki Gosha ;*

      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz