poniedziałek, 2 czerwca 2014

W wielkim świecie maskar



                  Tusz do rzęs, czyli inaczej mówiąc maskara towarzyszyła mi od czasów gimnazjum. Był to jedyny kosmetyk jakiego mogłam używać. Natura obdarzyła mnie dość długimi rzęsami, więc podkreślając je dodatkowo tuszem oczy wydają się większe, a spojrzenie nabiera charakteru.



                  W swoim dotychczasowym życiu przetestowałam kilkadziesiąt maskar. Od tych najdroższych po te niskopółkowe. Jednymi byłam zachwycona, inne totalne rozczarowanie.
Niestety często bywało tak, że dałam się skusić reklamom. Kupowałam produkt, bo przecież modelka miała super niesamowite rzęsy, długie do nieba. Fascynacja kończyła się, gdy zorientowałam się, że wcześniej wspomniane Panie z kolorowych pism mają doklejane paski sztucznych rzęs, a przynajmniej kępki.


              Zacznijmy od tego jak ważne są rzeczy totalnie prozaiczne jak wyciąganie szczoteczki z opakowania. Nie wolno energicznie wtłaczać powietrza do środka, a tylko i wyłącznie zbierać produkt ze ścianek. Dzięki temu posłuży nam zdecydowanie dłużej.

           Ważne jest też codzienne odżywianie rzęs, polecam SERUM DO RZĘS marki L'Biotica.
Na prawdę rosną! Poza tym po całym dniu obciążania ich tuszem nawet tym najlepszym należy im się taka kuracja.

Przejdźmy do sedna sprawy. Jakie tusze sprawdziły się u mnie najlepiej. Nie znaczy to oczywiście, że u każdego zadziałają identycznie.

 Czego wymagam- efektu teatralnego, mocnego wydłużenia i pogrubienia. W tak pomalowanych rzęsach czuję się bardzo dobrze.

Zalotka, czemu nie. Od czasu do czasu lubię podkręcić włoski.

Wodoodpornym tuszom mówię dziękuję. Ciężkie w zmywaniu, po co sobie utrudniać.

Przyznam szczerze, że bardzo drogie maskary nie sprawdziły się u mnie kompletnie. Nie dawały lepszego efektu niż te np. z Maybelline.

Właśnie jeśli mowa o marce Maybelline to moim faworytem jest Volum express turbo boost curved brush, cóż za długa nazwa. Niezniszczalny, często w promocji, efekt świetny, zero osypywania się, czego chcieć więcej. Moja przyjaciółka nie wyobraża sobie makijażu bez użycia tego produktu. Ja z uwagi na to, że kocham próbować nowości czasem go zdradzam.



          Nie będę opisywała każdego tuszu z osobna, bo zajęło by to milion godzin. Wyżej wymieniony to mój KWC życia.

Z nowości polubiłam się z marką Bourjois,a konkretnie z ich One second volume. Jest w porządku, pogrubia, wydłuża, jest trwały. Cena jest wysoka, ja skorzystałam z promocji -49% w Rossmannie.

   

Najskuteczniejsza metoda, to ta prób i błędów. Testujcie, aż znajdziecie ten jedyny ;))


Gosha :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz