niedziela, 18 października 2015

Coś dla włosomaniaczek

 



            Witam wszystkie dziewczęta dla których pielęgnacja włosów to najbardziej istotny punkt w dbaniu o siebie. Może zacznę od tego jakie są moje włosy. W tej chwili półdługie, z pozostałościami ombre na końcach. Po zakończonej kuracji tabletkami Biotebal 5mg. Swoją drogą z całego serca mogę je polecić. To lek, a nie suplement diety i naprawdę działa na szybszy porost.
           
           Jeśli chodzi o mycie włosów to robię to co drugi dzień.

          W dalszym ciągu stosuję olejowanie. Dwa, trzy razy w tygodniu nakładam olej na skórę głowy i idę w nim spać. Rano myję głowę, po czym włosy stają się sypkie, lejące i błyszczące.

         Przejdźmy do moich ostatnio ulubionych produktów. Przede wszystkim szampon,,a właściwie Balsam myjący z betuliną marki Sylveco. Produkt naturalny, ziołowy, mimo to dobrze się pieni, oczyszcza. Zapach do zniesienia, choć najprzyjemniejszy nie jest.

    
Po myciu odżywka z tej samej marki. Wygładzająca, ułatwia rozczesywanie. Zawiera łopian i olejek sosnowy. Nakładam na dosłownie 3 minuty i spłukuję. Jest godna polecenia.

A co po odżywce? Dwa razy w tygodniu maska z olejkiem arganowym Planeta Organica. Jest to produkt rosyjski. Przeznaczona jest do włosów farbowanych. Jednak nie widzę przeciwwskazań do jej stosowania jeśli ktoś takowych nie ma. Dogłębnie odżywia, szczególnie dla tych z nas, które cierpią z powodu przesuszonych włosów. Dostępna online m.in na stronie Skarby Syberii 


Kiedy włosy są już umyte, odżywka i maska zmyte ściągam ręcznik i psikam sprayem, który dodatkowo ułatwia rozczesywanie. Jest to spray Isana intensywna pielęgnacja, kosztuje kilka złotych, przede wszystkim działa tak jak powinien.

Na końce by je wygładzić, ewentualnie zabezpieczyć przed wysoką temperaturą serum bez silikonu Green Pharmacy. Dostępne w Rossmannie.

Jeśli chcę się wspomóc i unieść włosy u nasady, albo dodać im trochę życia między każdym kolejnym myciem sięgam po suchy szampon. W tej chwili jest to Batiste. W mojej opinii jest to produkt najlepszy w tej kategorii. Na szczęście dostępny już w Polsce.

O rozczesywaniu był osobny post, dwa słowa Tangle teezer ;)

Na koniec zostawiłam coś co mnie rozczarowało. Nie jest tak, że stosuję wyłącznie szampony naturalne, organiczne. Czasem wybieram te z SLS'ami, bo dobrze spłukują olej. Nie zastanawiam się zwykle na tym, który trafi do mojego koszyczka w łazience. Tak było też tym razem. Będąc w Rossmannie bez większego zastanowienia kupiłam Garnier Ultra Doux z Cudownymi olejkami. Jest mój pierwszy tak duży zawód jeśli chodzi o drogeryjne kosmetyki. Stosowałam go jak gdyby nigdy nic. Moja fryzjerka na jednej z ostatnich wizyt uświadomiła mi, że dostałam po nim łupieżu. Mało tego nie tylko ja, ale i moja siostra, użyła go dosłownie raz i trach...Nigdy więcej przygód z tym szamponem. W tej chwili używam go do mycia pędzli.

 Mam nadzieje, że każda z was coś sobie podpatrzy, wypróbuje któryś z polecanych przeze mnie kosmetyków.

Buziaki Gosha ;*

wtorek, 13 października 2015

Przegląd pomadek na sezon jesienno- zimowy

  



           Hej ;)

    Dziś zajmę się moim ulubionym sektorem kosmetycznym. Pomadki to moje absolutne "must have" w codziennym makijażu. W zależności od nastroju, stylizacji, czy fryzury wybieram te mniej, lub bardziej intensywne w kolorze.


    Jesień pozwala w końcu sięgnąć po odcienie ciemniejsze, zdecydowane, a na te stawiam najczęściej. W tym sezonie dominują te o wykończeniu matowym.Nie ważne czy mają postać kredki, pomadki czy pomadki o płynnej formule. Oceniam trwałość i dopasowanie koloru do mojego typu urody.

  Poniżej zdjęcia produktów, które nigdy mnie nie zawiodły. Wyglądają ładnie przez kilka godzin, nie zbierają się w załamaniach ust, nie podkreślają suchych skórek.

Od lewej: konturówka Golden Rose z serii Dream lips w kolorze 510 cena ok. 6 złotych, matowa pomadka Golden Rose w kolorze 23 cena ok.12 złotych, pomadka marki Sephora seria Sephora Rouge kolor RO3 ceny niestety nie pamiętam, pomadka w płynie Lovely extra lasting nr,1 cena ok.12 złotych, pomadka w kredce Golden Rose najbardziej rozchwytywany numer 10 cena ok. 12 złotych, ostatnia to również mat z Golden Rose tym razem w odcieniu 07. Polecam sprawdzić sobie każdy kolor i przekonać się czy do was pasuje ;)

Buziaki Gosha ;*

niedziela, 11 października 2015

Jesienne nowości w kosmetyczce

  



                      Hej ;)


    Witam w to piękne, niedzielne popołudnie. Niewątpliwie mamy jesień. Zrobiło się chłodno, kolor liści zapowiada zbliżającą się zimę. Najchętniej siedziałabym z kubkiem gorącej herbaty i oddawała się lekturze. 


    Nie o książkach będzie dziś mowa, a rzecz jasna o kosmetykach. Temu tematowi poświęcony jest ten blog. Od początku, moja skóra przechodzi teraz bardzo zły okres. Nieudane próby stosowania kremów organicznych zaowocowały strasznym wysypem. Postanowiłam podjąć walkę. Zaczęłam kurację kwasem azelainowym. Kwas ten ma działanie bakteriobójcze, przeciwzapalne i w mniejszym stopniu złuszczające. Nie jest zbyt agresywny, nie "ścieńcza" naskórka. Nie uwrażliwia skóry, tak jak np. kwas glikolowy. Kwas azelainowy występuje m.in w maści ACNE DERM, na którą ja się zdecydowałam. Trzymajcie kciuki!




    Dość o przykrych sprawach. Nawiązując do ostatniej notki, moje zregenerowane paznokcie lubią każdy lakier. Jesień to pora roku, w której sięgam po ciemniejsze odcienie. Moja ulubiona marka lakierowa to Essie. Fakt, cena tych lakierów nie jest najniższa. Za jakość i oryginalne kolory jestem w stanie zapłacić więcej. Tym razem, zdecydowałam się na kolor "Bobbing for baubles". Jest to ciemnogranatowy kolor z domieszką szarości, idealny na tę porę.




Lakiery Essie dostępne są w Superpharm, w tej chwili w promocji ;)

Podkłady i korektory to coś co uwielbiam testować. Firmy ścigają się w wypuszczaniu coraz to nowych formuł, odcieni, wykończeń tych produktów. Będąc we wspomnianym już Superpharm, w ręce wpadł mi nowy podkład matujący, marki Bourjois Air Mat. Pomyślałam, że warto go sprawdzić, tym bardziej, że również był w niższej cenie ;) Póki co nie mogę o nim powiedzieć zbyt wiele. Jedynie to, że odcień najjaśniejszy wcale nie jest taki jasny. Przyzwyczaiłam się do konsystencji Healthy mix. W tym przypadku jest ona dość tępa. Sprawdzę go przez najbliższe dni i wydam ostateczną opinię.



  Korektora nie zmieniam od około roku. Mowa o rozświetlaczu pod oczy marki Kobo. Jest to kosmetyk o tak kremowej konsystencji, tak cudownie beżowym, delikatnym kolorze i tak wspaniałym efekcie rozświetlenia, że wcale nie mam ochoty na coś nowego. Cena regularna ok. 15 złotych.



A wy jakie nowe kosmetyki odkryłyście jesienią?

Buziaki Gosha :*

piątek, 9 października 2015

Lepiej późno niż wcale




                 Dzień dobry!


  Tak wiem, że systematyczne pisanie na blogu to podstawa, by nie zostać zapomnianym. Postanawiam więc wrócić do tego co naprawdę lubię. Do dzielenia się spostrzeżeniami na temat kosmetyków. Nowinki, ciekawostki taaak to jest coś co niewątpliwie wypełnia większość mojego wolnego czasu.

 Uwielbiam próbować nowych produktów, zwłaszcza jeśli w głowie pojawia się myśl pt."a co jeśli to będzie super odkrycie". Jak każda kobieta chcę wyglądać najlepiej jak potrafię. Kosmetyki to takie małe czarodziejskie różdżki, które sprawiają, że na naszych twarzach pojawia się uśmiech.

  Dziś pod lupę wezmę produkt, który poprawił stan moich paznokci. Kilka notek wstecz pisałam o tym, że od kilku lat problemów z paznokciami nie mam. Są mocne, twarde, nie łamią się.

  Stres, złe odżywianie, tak tak to slogany bardzo modne w dzisiejszych czasach. Niestety te czynniki sprawiają, że nasza dotychczas piękna i niezniszczalna płytka słabnie, rozdwaja się i żaden lakier nawet ten droższy nie chce się na niej trzymać.

 Maluję paznokcie dwa razy w tygodniu. W zależności jak długo lakier mi się nie nudzi. Jednak tegoroczne wakacje spowodowały, że przestałam to lubić. Stało się wręcz to irytującym zajęciem. Paznokcie były "ładne" przez chwilę. Drugiego dnia po pomalowaniu widoczne były odpryski, co wcześniej nie miało miejsca. Zaniepokoiłam się co może być tego przyczyną rozdwojenia. Staram się nie jeść "śmieciowego żarcia". Stresu uniknąć się jest bardzo trudno.

  Na ratunek przyszedł mi filmik znanej "jutuberki" Ewy z kanału "RED LIPSTICK MONSTER". Mówiła w nim o dwóch odżywkach marki Golden Rose. Jedna z nich to wersja różowa Oxygen. Nie zebrała zbyt pochlebnych opinii. Nie o nią jednak chodzi. Drugą omawianą była ta o nazwie "Black diamond". Lubię markę Golden Rose. Przede wszystkim za to, że ciągle się rozwija. Ceny są przystępne i idą w parze z jakością.

  Nie zastanawiając się zbyt długo pobiegłam do centrum handlowego, w którym znajduje się stoisko tej marki. Za cenę 12,90 otrzymałam odżywkę w bardzo ładnym czarnym opakowaniu. Nie o opakowanie tutaj chodzi, a o działanie.

  Już po pierwszej aplikacji przekonałam się, że nastąpił kres moich frustracji z odpryskującym lakierem. Produkt ten tworzy warstwę zabezpieczającą płytkę, dzięki temu lakier trzyma mi się dopóki nie nastąpi znudzenie kolorem. Ważna informacja, nie zawiera formaldehydu, czyli substancji żrącej, którą ma w sobie słynna odżywka Eveline 8w1. Jeśli macie takie przeboje z paznokciami jakie miałam ja z czystym sumieniem polecam wam spróbować tego specyfiku. Ja stosuję pod lakiery jako bazę, ale można też przeprowadzić kurację samym tym produktem dla wzmocnienia. To moje odkrycie roku 2015 ;)



Na zdjęciu mój ukochany lakier Essie Fiji, preparat do skórek również Golden Rose, i królowa dzisiejszego wpisu Black Diamond hardener.


Buziaki Gosha ;*


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Odkrycia kosmetyczne roku 2014



      Mój blog żyje własnym życiem. Piszę tylko wtedy kiedy dopada mnie wena twórcza. Właśnie nadszedł ten czas. Zbliża się koniec roku. Czas podsumowań, do głowy przychodzą myśli, może warto się podzielić nimi w internecie.


    Rok 2014 owocował w poznawanie wielu nowości. Myślę, że mogą być ciekawą inspiracją dla wielu osób. Jako kosmetyczna maniaczka nie wyobrażam sobie stosować cały czas tych samych produktów.
Jak tylko dostrzegam jakąś nowość ogarnia mnie pragnienie wypróbowania.


  Przedstawię kilka z nich, z nadzieją, że ktoś skorzysta i również będzie się cieszył używając ich.

Po pierwsze i najważniejsze mascara marki Miss Sporty Studio lash 3D Volumythic. Jedno słowo: CUDO! Nie wiem jak mogłam malować rzęsy innymi, ten tusz jest świetny, daje efekt jakiego oczekuję. Długie, gęste, podkręcone rzęsy. Jest tani to wielki plus. Dostępny w Rossmannie. Ma fajną szczoteczkę, która rozdziela, anie skleja. Wszystkie inne mascary zostały odsunięte na drugi plan.

To mój zdecydowanie numer jeden. Cena ok. 12 zł

Teraz miejsce drugie, wcale nie gorsze. Co prawda nie jest to odkrycie, ale powrót. Mowa o serum do rzęs Eveline Advance volumiere. Dodaje rzęsom gęstości nałożony pod tusz. Nakładany na noc odbudowuje włoski oraz je wzmacnia i pobudza wzrost. Cena ok. 15 zl, dostępne w Superpharm i osiedlowych drogeriach.



Pozostając przy temacie oczu, cienie. Przede wszystkim moja miłość do nowopoznanej marki Makeup revolution London. Kosmetyki, które posiadam to paleta cieni Death by chocolate. Jest stworzona w formie tabliczki czekolady, więc sama w sobie cieszy oko. Kolory są raczej codzienne, ale na wieczór też można coś zmalować ;) Konsystencja jest jak na cenę 39 złotych wspaniała. Kremowe, dobrze napigmentowane, nie osypują się. Idealne na prezent. Dostępne w drogeriach internetowych.




Wspomniana marka nie zawiodła mnie również swoim rozświetlaczem, Vivid baked highlighter w kolorze pink lights. Zostawia na skórze piękną taflę. Kusi mnie jeszcze odcień złoty. Cena 15 złotych.

Kosmetyki kosmetykami, ale co z narzędziami. W tym roku poznałam bliżej pędzle marki Zoeva. Nie mam ich wiele, ale które posiadam, spełniają moje oczekiwania w 100%. Ceny nie są zbyt niskie, ale za taką jakość warto płacić. Dostępne również w internecie.



 Teraz płynne przejście do makijażu ust. Szminki są moim nieodłącznym towarzyszem od jakiegoś czasu. Nie lubię błyszczyków, bo wszystko się do nich klei. Z pomadką jest inaczej, a przede wszystkim jest trwalsza. Moimi odkryciami tego roku są te matowe z Golden Rose. Mam dwie numer 07 i 23. Jak ogień i woda. Pierwsza codzienna, jasny róż, druga zaś ognista, fiolet, jesienny kolor który uwielbiam. Ceny 9,90 na stoiskach Golden i w małych drogeriach. Jeśli nie mat to zdecydowanie Maybelline w kolorze Pink punch numer 175. Trwałość i intensywność barwy za taką cenę (warto polować na promocje) jest do pozazdroszczenia.

   To tyle z "kolorówki", przejdźmy do pielęgnacji. Niestety miałam trudny rok. Wraz z moją problematyczną cerą. Wiele zawodów. Ogromne wysypy, zapchane pory. Nie jest tak łatwo z testowaniem pielęgnacji. Wychwalana przez wielu seria Ziaja Liście manuka okazała się u mnie porażką.

Uleczył mnie natomiast mój ukochany olej kokosowy. Przynosił ukojenie, nawilżał, pozostawiał skórę gładką i miękką. Nie zamienię go na nic innego. Cena 15 zł w Carreffour.



W tych "gorszych" chwilach mojej skóry z pomocą przychodziła mi też maseczka z glinki ghassoul zakupiona w Organique  na wagę. Wspaniale oczyszcza, zwęża pory, ale nie wysusza. Cena ok.12 złotych za 100g.

Słówko o paznokciach. Na lakier dla nabłyszczenia i przedłużenia jego trwałości kładę Top coat Insta Dri od Sally Hansen. Jest teraz o niebo bardziej dostępny (rossmann). Nie wyobrażam sobie manicure bez jego użycia. Nadaje pięękny połysk, sprawia, że lakier szybciej schnie. W tym przypadku nie zamierzam i nie planuję szukać czegoś innego, nowego. Cena ok.18złotych.

Nigdy nie pisałam o rzeczach do mycia ciała, ale o tym warto wspomnieć. Żel pod prysznic Dove purely pampering o zapachu pistacji <3 Cudo, zapach unosi się w łazience jeszcze długo po kąpieli, jest kremowy, doskonale nawilża, sama przyjemność. Żele tej marki często bywają w promocji, za 500ml płacimy ok. 8 złotych.


Rok dobiega końca, to może śmiesznie zabrzmi, ale minął mi tak szybko, że ledwo się zdążyłam obejrzeć. Wiele wspaniałych chwil, trochę tych mniej fajnych, ważne że zawsze po upadku się podnosimy. I oby tak dalej. Życzę wam wszystkim odkrywania wielu fantastycznych inspiracji, dzielenia się nimi i nie spoczywania na laurach. Ja mam nadzieję, że wena będzie mnie odwiedzać częściej ;)

Buziaki Gosha ;*

poniedziałek, 8 września 2014

Something new




          Brak czasu powoduje, że zaniedbuję bloga. Bezsenność jednak daje mi możliwość dodania notki. Każdy kto mnie zna wie, że kocham testować nowości kosmetyczne. Nie zamykam się na żadną markę. Chcę być obiektywna i wszystko sprawdzić na swojej skórze, rzęsach, czy paznokciach.


          Wiadomo, że kwestia doboru jest indywidualna. Jedni będą zachwyceni danym kosmetykiem, inni są nim kompletnie rozczarowani. U mnie sprawa wygląda tak, że często jeśli w produkcie znajduje się np. olej mineralny, albo alkohol dostaje okropnego wysypu pryszczy. To jest sygnał do natychmiastowego odstawienia.


       Poniżej przedstawie kilka kosmetyków, które stosuję od kilku miesięcy, niestety nie wszystkie okazały się strzałem w 10!

     Zacznę od tych najlepszych, a na koniec te, które pójdą w inne ręce.

1. Olej kokosowy 100% pure opakowanie 500 ml kupiony w Carrefour. Nie jest to moja pierwsza styczność z tego typu specyfikiem. Wcześniej używałam wersji z Biochemii urody. Pierwsza zauważalna różnica to zapach. Ten z Biochemii miał piękny kokosowy zapach. Był droższy i miał mniejszą pojemność. Mój nowy olej nie pachnie w ogóle, jednak nie jest to wada. Działa dokładnie tak samo. Wspaniale nawilża. Używam jako kremu na noc. Rano skóra jest ukojona, miękka i w pełni nawilżona.
Cena ok. 15 złotych



2. Perłowa baza pod cienie marki ZOEVA. Kupiłam, ponieważ skończyła się moja baza z Elf'a. Z czystej ciekawości. Zamówiłam ją na http://mintishop.pl. To, że jest perłowa nie ma żadnego znaczenia, bo pokryta cieniem nie przebija spod niego. Co do działania, uważam że spełnia swoje zadanie, czyli przedłuża trwałość cieni, wysyca ich barwę. Jest mega wydajna. Opakowanie jest poręczne.



Cena ok. 30 złotych


3. Olej tamanu z Paese. Drugie opakowanie, zapach pozostawia wiele do życzenia. Na szczęście nie jestem osobą specjalnie wrażliwą na zapachy. Przeznaczenie walka z krostkami, pryszczami. Sprawdza się świetnie. Zmiana posmarowana wieczorem już rano nie jest bolesna i znacznie mniejsza.
Cena ok.28 złotych

4. Pozostając przy marce Paese. Wpadłam niedawno na ich róż z olejem arganowym. Odcieni jest sporo, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Ja zdecydowałam się na brzoskwiniowy. Jest raczej delikatny. Nie zrobimy sobie nim krzywdy, plam.
Cena ok. 20 złotych

5. Kredka do brwi Sleek w odcieniu light. Z jednej strony grzebyk, z drugiej woskowa kredka. Cudo i tyle. Nie ma co dużo gadać. Dostępna np. na http://bestmakeup.pl

Cena ok. 20 złotych

6. Odkryty na nowo rozświetlacz od Revlon Bare it all w kolorze pink a boo. Nie używałam długo. Czekałam na zdenkowanie ulubionego rozświetlacza z limitowanki Essence. Ma ciekawy różowy odcień. Nadaje kościom policzkowym młodzieńczy blask. Można mieszać go z podkładem dla uzyskania efektu "glow".

Ceny niestety nie pamiętam ;)

7. Pomadka Maybelline z serii Color sensational w kolorze 175 Pink punch. O fuksji to ja mogę mówić godzinami. Kocham, uwielbiam, nie wyobrażam sobie mojej toaletki bez szminki w tym kolorze. Ta konkretna jest straaasznie trwała. Potrafi być na moich ustach 6-7 godzin. Nie wysusza ust.

Cena na promocji 15 złotych

8. Pencil brush ZOEVA. Ich pędzle to fenomen. Posiadam w swej kolekcji dwa. Oba są godne polecenia, miękkie, dobrze wyprofilowane. Klasa sama w sobie.


Cena plus minus 30 złotych

9. Mascara Bourjois volume glamour max. Trafiła mi się sposobność,że dostałam ją w prezencie. Cena regularna trochę odstrasza. Efekt jest tego wart! Niestety ciężko się zmywa, co mnie irytuje. Pogrubienie i wydłużenie wyciszają te wady.

Cena ponad 50 złotych

10. Najgorsze zostawiłam na koniec. Cicalfate emulsja post- acte od Avene. Marka dobrze znana, apteczna, droga. Pomyśleć by można. Produkt idealny, łagodny. przeznaczony dla skóry po zabiegach etc. Miałam z tej serii krem i był w porządku. Jednak tym razem przez nieuwagę zamiast kremu sięgnęłam po wcześniej wspomnianą emulsję. O dziwo ma bardzo pozytywne opinie na Wizażu. Niestety przeokrutnie mnie zapchała. Dostałam wysupu jakiego dawno nie miałam. Bolesne podskórne grudki, czerwone place. Generalnie tragedia. Niestety boli ilość jaką wydałam na ten sepcyfik, czyli 50 złotych...Z mojej strony nie polecam. Jednak jak wcześniej pisałam, nie powiedziane, że u kogoś się nie sprawdzi.

Mam nadzieję, że któryś z opisanych po krótce produktów was zainteresuje. Może sięgniecie po coś i stanie się waszym KWC. Liczę na zdanie relacji.

Gosha ;*

czwartek, 24 lipca 2014

Letnie niezbędniki



           Lato jest jedną z moich ulubionych pór roku. Zdecydowanie wolę się wygrzewać, niż trząść z zimna. Fakt, że raczej nie przebywam w klimatyzowanych pomieszczeniach wpływa na to, że muszę się trochę bardziej starać, by wyglądać "przyzwoicie".


         Mam na myśli trwałość makijażu, choćby to żeby nie spływał po 2 godzinach. Zanim makijaż sprawa istotniejsza, pielęgnacja. W tym przypadku krem z wysokim filtrem przeciwsłonecznym. Testowałam szereg filtrów. Nie mam faworyta, obecnie stosuję krem z SPF50 marki SVR z serii LYSALPHA do cery tłustej i mieszanej. Nie bieli skóry, matuje, jest szansa, że stanie się moim ulubieńcem w tej kategorii.


       
Do kupienia w aptekach np. Superpharm.


        Makijaż, na pewno nie za ciężki. Wybieram kremy BB i CC. Na wieczór mieszam z podkładem dla większego krycia. Zapewniają naturalny efekt zdrowej skóry, która oddycha.

        Dla zmatowienia i zagruntowania kremu BB- puder. Skończył się mój Stay matte z Rimmel'a, wymieniłam go na Nearly naked marki Revlon. Świetny produkt, idealnie sprasowany, delikatny, nie sprawia wrażenia "ciasta" na twarzy. Przy tym daje mi poczucie komfortu i brak błysku przez kilka godzin. Wiadome jest, że nasza skóra wydziela sebum w ciągu dnia. Na makijażu nie wygląda to zbyt estetycznie. Spokojnie z pomocą przychodzą bibułki matujące. Jest ich trochę na rynku. Ich zadaniem jest zebranie nadmiaru "tłuszczyku" z naszej twarzy. Przykładamy bibułkę i już! Nie naruszają makijażu, a tylko go poprawiają.



Moim ulubionym sposobem na ochłodę w upalne dni jest nic innego jak woda termalna. Używam jej od lat. Zmieniały się jedynie marki. Teraz mam w swojej kosmetyczce produkt Uriage. Czemu jest wyjątkowa. Jest izotoniczna co oznacza, że nie trzeba jej osuszać po spryskaniu twarzy.  Z innymi nie jest tak łatwo i osuszać je trzeba, bo mogą ściągnąć buzię. Po wykonanym makijażu rano,  pryskam tą wodą moje "dzieło", dzięki niej wszystkie warstwy ładnie się stapiają. Poza tym super orzeźwia!

W promocji do dostania już za 13 złotych.

Zamiast kremu na noc czysty olej kokosowy, nawilża i daje uczucie komfortu, a pod oczy żel ze świetlikiem koniecznie trzymamy w lodówce.


To tyle, produkty o których pisałam pomagają mi znieść temperatury 30 +. Mam nadzieję, że skorzystacie, spróbujecie ich  na sobie, oby się sprawdziły.


Gosha ;*